Dbanie o sprzęt narciarski nie powinno ograniczać się wyłącznie do zwykłego serwisu przed pierwszą jazdą. Zwłaszcza jeśli zależy nam na tym, aby móc wycisnąć niemal wszystko, co się da z naszego sprzętu. Ten może się oczywiście różnić pod względem docelowego przeznaczenia i ceny, ale niezależnie od tych dwóch czynników, bez odpowiedniego serwisu nie będziemy w stanie czerpać z jazdy maksimum przyjemności.
Sprzęt serwisowy
Smary Toko, Holmenkola lub innych firm jest podstawowym wyposażeniem punktów serwisowych. Jest on niestety drogi, ale firmy takie jak Toko oraz np. Vola mają w asortymencie również modele dedykowane dla klienta indywidualnego. Są one odpowiednio tańsze. Dla przykładu profesjonalne żelazko do smarowania na ciepło może kosztować nawet 5 000zł. Wersja „konsumencka” 300-600 zł. Czy warto w nią inwestować? Zdecydowanie tak. Wynika to z prostej kalkulacji. Zdecydowanie więcej wydamy na regularne smarowanie w serwisie, niż będzie kosztować żelazko, nawet jeśli po jakimś czasie będzie trzeba je wymienić.
Umiejętności
Kwestia żelazka nie została poruszona przypadkiem. Smarowanie nart — nawet na gorąco jest jednym z prostszych elementów serwisu. Nauka tej czynności nie wymaga dużego nakładu pracy. Inaczej sprawa ma się np. z ostrzeniem krawędzi. Tego również trzeba się nauczyć, ale jak mówią eksperci, potrzebujemy przynajmniej jednej pary nart do tego, aby nauczyć się prawidłowo ostrzyć. Nie każdy jak można się domyślić może sobie na to pozwolić. Dodatkowo ostrzenie jest czynnością serwisową zdecydowanie rzadziej wymaganą niż smarowanie.